czwartek, 26 stycznia 2017

Spadłaś mi z nieba, gwiazdeczko [Rozdział 14]

       Informacje o opowiadaniu + spis rozdziałów znajdziecie tu: klik

***
  Bill niespodziewanie teleportował się obok mnie i w mgnieniu oka wyczarował ochronną barierę, przez którą nie przedostawały się ogniste pociski Willa. 
         - Pokaż tę ranę - odezwał się.
         - To nic takiego - zapewniałam go, po czym mimowolnie skrzywiłam się z bólu zaprzeczając własnym słowom. 
          Nic więcej nie mówiąc chwycił delikatnie moją dłoń, opatrując mi ranę swoją magią. Poczułam się o niebo lepiej. 
           - Jak mnie tu w ogóle znalazłeś? - spytałam zaciekawiona.
            Nie odpowiedział. Zamiast tego spojrzał na bransoletkę na moim prawym nadgarstku i uśmiechnął się smutno na widok niebieskiego koloru, który teraz pokrywał prawie całą powierzchnię biżuterii.
          - Chyba już czas - powiedział melancholijnie. 
        - Czas na co? - zdziwiłam się.
        - Mabel, czy ty mnie kochasz? - zapytał znienacka.
            Wytrzeszczyłam oczy i zaczerwieniłam się na twarzy. Byłam bardzo zaskoczona tym pytaniem i musiałam się poważnie zastanowić nad odpowiedzią. 
          Czy ja... go kocham? Dlaczego zmusza mnie do odpowiedzi w takim momencie? Nie możemy na spokojnie o tym porozmawiać, gdy to szaleństwo się skończy? Muszę się nad tym zastanowić... Nie, takie rzeczy tego nie wymagają. Wystarczy tylko spojrzeć na sposób, w jaki o nim myślę, jak na niego patrzę i jak reaguję, gdy jest przy mnie. 
             Kiedyś stwierdziłabym, że go nienawidzę. Gardziłam nim, uważałam go za nieobliczalnego psychopatę, który niszczy wszystko, co mu w choćby najmniejszy sposób przeszkadza. A teraz... Teraz ze spokojem patrzę na jego twarz, czuję się przy nim bezpieczna i naprawdę... naprawdę go kocham. 
           - Ooo, na serio? Moja ukochana Mejbelciu! - krzyknął z irytującą radością. Zapomniałam, że ten gnojek słyszy moje myśli. 
            - Zamknij się, idioto - odburknęłam, po czym przyciągnęłam go do siebie za kołnierz płaszcza i pocałowałam. Nagle wszystko wokół przestało istnieć. Nie słyszałam już próbującego zniszczyć barierę Willa, nie przejmowałam się tym, że zaraz to wszystko może się koszmarnie zakończyć - w tamtej chwili liczyliśmy się tylko my. Jakaś część mnie podpowiadała mi, że on czuje to samo. Oderwaliśmy się od siebie zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, gdy Will zniszczył obronne pole Billa.
                - To było takie romantyczne, że aż szkoda mi było wam przerywać... - powiedział z ironią niebieskooki.
                Bill przewrócił oczami ze zniecierpliwieniem. 
                 - Wracają jej wspomnienia - Will odezwał się podejrzanie spokojnym głosem. 
           Niezbyt wiedziałam, o co mu chodzi. Jakie wspomnienia? Moje zdziwienie przerwało nagłe ukłucie w klatce piersiowej. Było to tak bolesne, że aż krzyknęłam licząc, że to coś pomoże. Niestety nie poprawiło to tej sytuacji. 
         Wtedy ujrzałam w swojej głowie nieco zamazany obraz. Zamknęłam oczy. Ból niespodziewanie ustał. Poczułam ogromną ulgę. Dotarło do mnie, że zasnęłam, a to, co widziałam przed sobą było jedynie snem. Cieszyłam się chwilą wytchnienia, lecz martwiłam się też o to, co mogło się dziać w rzeczywistości podczas mojej drzemki. Czy bliźniaki nadal walczą? W jakim stanie jest moje ciało? 
           Odrzuciłam wszystkie zmartwienia na bok i rozejrzałam się wokół.  Znajdowałam się w Nowym Jorku. Znałam to miasto z książek, zdjęć i opowieści rodziców. Otaczał mnie tłum nieznajomych ludzi, przez co dopiero po chwili dostrzegłam, kto towarzyszy mi podczas wędrówki. Był to Dipper.
         Chciało mi się płakać ze szczęścia. Ignorowałam niejasność tej sytuacji. Gdybym tylko mogła, rzuciłabym mu się w ramiona, jednak w tym śnie nie mogłam kontrolować swoich czynów. Było mi bardzo przykro z tego powodu, ale nie przejmowałam się tym. Liczyło się to, że znów widziałam swojego brata. Nieważne, że to tylko wykreowany w moim umyśle sen. 
           - Gdzie chciałabyś pójść teraz? - odezwał się mój brat. Byłam tak wzruszona, że mogłabym słuchać jego głosu godzinami. 
             Wpatrywanie się znów w jego uśmiech napawało mnie ogromną radością. 
            - Moja czapka! - jego wrzask zakłócił moje szczęśliwe rozmyślenia. Wiatr porwał nakrycie głowy i mieliśmy trudności z dogonieniem go. Zachichotałam w duchu obserwując bezradność brata. Mimowolnie biegłam za nim. I wtedy stała się najgorsza rzecz, jakiej w życiu bym się nie spodziewała.
        Dipper wybiegł na ulicę, nie zważywszy uwagi na to, że samochód pędził w jego kierunku. 
        - UWAŻAJ! - wrzasnęłam na cały głos. 
Chcąc go uratować, najszybciej jak mogłam go dogoniłam i popchnęłam, by auto nie mogło zrobić mu krzywdy. 
          - Przepraszam... - szepnęłam, śmiertelnie przerażona tym, co miało mnie teraz spotkać.
Usłyszałam tylko huk, a potem w mojej głowie nastała pustka. Nie czułam już nic. Czy... czy ja umarłam?
            Obudziłam się, powoli otwierając oczy. Ku mojemu zdziwieniu, nie znajdowałam się w pomieszczeniu, w którym odbywały się walki Billa i Willa. Byłam w bardzo jasnym pokoju. Chyba... chyba nie jestem w szpitalu?! Powiedzcie, że to wciąż sen...

Spadłaś mi z nieba, gwiazdeczko [Rozdział 13]

 Informacje o opowiadaniu + spis rozdziałów znajdziecie tu: klik

***
    Spojrzałam na mojego wybawcę, ledwo powstrzymując łzy wdzięczności i wzruszenia. 
       - Wiedziałem, że się tu zjawisz - powitał go szorstko Will. 
       - Mnie też miło cię widzieć, braciszku - odburknął blondyn.
       Obserwowałam ich, bezgłośnie płacząc. Widziałam narastającą nienawiść w ich oczach. Bill zmarszczył brwi, po chwili spoglądając na mnie. Zmartwił się na widok mojej krwawiącej rany. Patrzałam na niego, jakbym chciała mu powiedzieć: ,,Ze mną wszystko w porządku''. Przytaknął, po czym znów wpatrywał się w zdenerwowaną twarz Willa. Obydwoje zacisnęli pięści. Pomimo chęci mordu, stali spokojnie w bezruchu. Po minucie ciszy, nagle rozpoczęła się bitwa. To Will zaczął celować smugami złotego ognia w stronę brata. Ten skakał, schylał się i robił wszystko, by uniknąć obrażeń. Po chwili on także zaatakował, wrzeszcząc na całe pomieszczenie. Niebieskooki z szerokim, parszywym uśmiechem na ustach omijał śmiercionośne błękitne płomienie, co jeszcze bardziej irytowało Billa. Wpadł w furię, coraz szybciej zadając ciosy. Will miał coraz większą trudność, by je omijać. 
        - Długo masz zamiar ciągnąć tę zabawę? - odezwał się nagle demon o niebieskich włosach. - Wiadomo, że to ja wygram. 
        - Nie lekceważ mojej siły, durna cioto! - wrzasnął Bill, wciąż ciskając w brata ognistymi pociskami.
         - I kto tu jest ciotą?! - zdenerwował się Will, po czym podbiegł do niego i z całej siły kopnął go w brzuch. Ten upadł, krzywiąc się z bólu. Po chwilę dostał jeszcze jeden cios z pięści w twarz. Nie mogłam na to patrzeć. Świadomość tego, że ktoś jest gotowy za mnie umrzeć jest piękna, ale zarazem bolesna. 
          - PRZESTAŃ! - wywrzeszczałam. - ZOSTAW GO! 
         Wiedziałam, że na nic są moje krzyki, ale tylko to mogłam zrobić.
         - No tak, ty też tu jesteś - zaśmiał się złośliwie Will, odchodząc od Billa. Zbliżał się do mnie coraz bardziej, wzbudzając we mnie coraz większy strach. Wtedy poczułam, że mechanizm, który trzymał mnie przykutą do ściany staje się coraz luźniejszy. Will coś do mnie mówił, ale ignorowałam go. Wpatrywałam się w Billa, który najwyraźniej próbował mnie uwolnić. 
          Usłyszałam krzyk w mojej głowie, mówiący: ,,uciekaj''. Bill wstał bezgłośnie, po czym teleportował się za plecy brata. Chciał zadać mu niespodziewany cios w głowę, by odwrócić jego uwagę, ale ten odchylił ją w odpowiednim momencie. Miałam czas na ucieczkę. Jednak zanim dobiegłam do drzwi, te się zamknęły. Byłam bezsilna. 
Zabolała mnie głowa. Nagle przed oczami przebiegł mi zamglony obraz. Widziałam samochód, który kierował się prosto w moją stronę. Czemu pomyślałam o czymś takim w tym momencie? O co chodziło, do diabła, z tym samochodem?

Spadłaś mi z nieba, gwiazdeczko [Rozdział 12]

   Informacje o opowiadaniu + spis rozdziałów znajdziecie tu: klik

***
   Byłam bezradna. Chciałam płakać, krzyczeć i śmiać się jednocześnie. Potwornie mnie ciekawiło, czemu Will stał się takim potworem. Czy zrobiłam mu coś złego? Nie wiem, czemu to spojrzenie, które niegdyś wydawało mi się tak niewinne teraz wyraża furię.
W końcu odkleił się ode mnie, ale złowieszczy uśmiech nie zniknął. Brzydziłam się jego twarzą, na której kiedyś widniały, wydawałoby się, że szczere łzy. 
  - Dlaczego...? - zdołałam z siebie tylko wydusić. 
   - Wiedziałem, że w końcu padnie to pytanie, gwiazdeczko - powiedział, odwracając się w drugą stronę. 
 Gwiazdeczko? Mówiła tak do mnie tylko jedna osoba... 
   - Will Cipher - zaczął. - Wiecznie poniżany i wyśmiewany przez wszystkich. Nie znalazł pocieszenia nawet u rodziców, którzy chwalili jego durnego brata pod każdym względem. Zawsze chciał być tak bezwzględny i silny jak Bill. Kiedy dowiedział się, że jego bliźniak bezgranicznie się zakochał, postanowił mu pomóc, by zdobyć jego uznanie. Zabił więc brata jego ukochanej, żeby ten mógł się do niej zbliżyć za pomocą układu. Szybko pożałował tego czynu, widząc jak Bill cierpi razem z nią. Wstydził się przyznać do morderstwa, więc namówił swojego przyjaciela, by ten przyjął winę na siebie. Lecz kiedy brat nie docenił jego pomocy i poświęcenia, ten wpadł w furię i chciał zrobić wszystko, by ona i on już nigdy nie zaznali szczęścia... 
      Uświadomiłam sobie, że stoi przede mną zabójca mojego brata, który chce, żeby moje życie również się zakończyło.
       - To nie powód, by kogoś zabić! - krzyknęłam, przełykając łzy. 
       - Ależ kochana, zemsta to zawsze dobry powód - uśmiechnął się złośliwie. 
        - Nie! Czy wy kiedykolwiek próbowaliście ze sobą porozmawiać jak brat z bratem?! Czy wasze relacje opierają się wyłącznie na wyzwiskach?! - zapytałam z irytacją.
        - Ja zawsze próbowałem się z nim dogadać, ale mi to nie wychodziło! Co innego mogłem zrobić?! Szczerze? Jestem mu wdzięczny za zniszczenie mi życia. Teraz to ja mogę niszczyć życie innym, a co więcej - sprawia mi to ogromną satysfakcję! Nigdy nie czułem się lepiej! - zaśmiał się szaleńczo.  
       - Czy stałeś się bestią, bo chciałeś zaimponować bratu? To nie jest w porządku. Myślałeś, że nie poradzi sobie bez tego? Przecież jest demonem. Mógł w każdej chwili pojawić się w moim życiu, a śmierć Dippera nie była w tym planie wcale potrzebna!
      - Czy zawarłabyś z nim układ, gdybyś nie chciała ocalić brata? Szczerze w to wątpię.
Miał rację. Gdyby nie chęć uratowania najbliższej mi osoby, nie wdałabym się w żadne relacje z Billem. Uważałam go za podłego sadystę, potwora. 
Zauważyłam, że problemy Willa były ogromnie ciężkie. Mało kto by sobie z nimi poradził. Odtrącenie ze strony rodziny to jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogą kogokolwiek spotkać. Ale czy dobrze poradził sobie z tym problemem - zabijając drugą osobę?
       - Poza tym nie próbuj mnie zdenerwować... Masz szczęście, że mam dobry humor, więc pożyjesz sobie, dopóki nie zjawi się tutaj...
       Jego wypowiedź przerwało otwarcie drzwi na oścież. 
       - Bill... - wymamrotałam, nie wierząc w to, co widzę.

Spadłaś mi z nieba, gwiazdeczko [Rozdział 11]

   Informacje o opowiadaniu + spis rozdziałów znajdziecie tu: klik

***
       Biegłam jak opętana, nie zwracając uwagi na przewrócone gałęzie. Nie wiedziałam, dokąd chcę dotrzeć, ale jedno było pewne - musiałam się zaszyć gdzieś daleko od mordercy, z którym dotychczas mieszkałam. 
         Po dwudziestu minutach ucieczki chciałam sobie zrobić odpoczynek. Zrobiło się ciemno. Nerwowo szukałam drogi do Tajemniczej Chaty. Przecież musiała być gdzieś niedaleko. Zamarłam, kiedy uświadomiłam sobie, że się zgubiłam. 
         Nerwowo wyjęłam telefon z kieszeni, w nadziei, że jest choć trochę naładowany. Próbowałam zadzwonić do wujka Stanka, ale niestety nie złapałam sygnału. Byłam skazana na spanie w lesie, pełnym od wilków i nadnaturalnych, krwiożerczych stworów. Weszłam na jedno z drzew licząc na to, że nikt mnie tam nie dosięgnie. Zmęczona trudnościami dzisiejszego dnia, bardzo szybko zasnęłam. 
          Otworzyłam oczy. Nie czułam już zapachu lasu, nie słyszałam szumu liści, nie czułam chłodnego wiatru we włosach. Chciałam się podrapać po głowie, ale ku mojemu zdziwieniu nie mogłam tego zrobić. Moje ręce były przykute jakimiś zabezpieczeniami do ściany, podobnie jak nogi. Tylko tego mi brakowało. Byłam uwięziona. 
           Serce zabiło mi szybciej. Potwornie się bałam. Chciałam być twarda i zachować spokój. Odetchnęłam głęboko i rozejrzałam się wokół. Usłyszałam głos jakiegoś chłopaka.
            - Chcę, żeby umarła na jego oczach. Niech Bill zapłaci za to, że zniszczył mi życie! A teraz idź zobaczyć, czy się obudziła. 
            Instynktownie zamknęłam oczy, udając, że jestem wciąż nieprzytomna. Słyszałam kroki. Ktoś przebywał ze mną w pokoju. Po chwili go opuścił, trzaskając drzwiami. Wtedy mogłam się znów przyjrzeć każdemu zakątkowi tego miejsca. Obok mnie leżała sterta starych książek, gdzieś w kącie kurzyły się dziwne figurki, a całość oświetlał stary żyrandol. 
          ,, Bill? Słyszysz mnie? Jeśli... jeśli myliłam się co do ciebie, to przepraszam. Byłeś mi bardzo bliski. Z tego co się dowiedziałam, nie dożyję jutra. Mam nadzieję, że zapomnisz o tym, że uciekłam i będziesz mnie mile wspominać. Bardzo się boję... Chciałabym cię ujrzeć ten ostatni raz...'' - mówiłam sobie w duchu, licząc na to, że tym razem chłopak usłyszy moje myśli. 
            Minęła godzina. Potem kolejna. I następna. Miałam wrażenie, że siedzę tu całą wieczność. Byłam głodna, uwięziona w niewygodnym miejscu, a do tego jak nigdy spragniona czułości i bezpieczeństwa. Wreszcie ktoś otworzył drzwi. Z nadzieją spojrzałam na sylwetkę mojego gościa. Był wysoki, ubrany w niebieski płaszcz. Nosił czarną opaskę na oku. Zajęło mi chwilę, by rozpoznać mojego wybawcę. W końcu mi się udało. Will Cyferka, brat Billa. Mimo, że są bliźniakami, różnią się od siebie wyglądem i charakterem. 
             - Will! - wykrzyczałam radośnie. - Tak się cieszę, że tu jesteś... Już myślałam, że nikt mnie stąd nie wyciągnie - mówiłam, starając się nie popłakać z radości. On nic nie odpowiedział, tylko podszedł bliżej mnie. Na jego twarzy zawitał lekki uśmiech. Był tak przysunięty do mnie, że nasze nosy się stykały. Spojrzałam na niego niepewnie. Po chwili przycisnął swoje wargi do moich. Jednocześnie zadał mi cios nożem w ramię. Próbowałam krzyczeć, ale nie mogłam, bo nie przerywał namiętnego pocałunku. Nie chciałam tego odwzajemniać. Spodziewałam się najgorszego, co ten psychol mógł w tamtej chwili  zrobić. Wiedziałam jedno - na pewno nie przyszedł tu, by mnie ocalić. 

Spadłaś mi z nieba, gwiazdeczko [Rozdział 10]

    Informacje o opowiadaniu + spis rozdziałów znajdziecie tu: klik

***
    Bill oczywiście musiał pojechać ze mną, ale ja cieszyłam się, że ktoś mnie chronił. W końcu znaleźliśmy się pod domem Grendy. Nerwowo zapukałam do drzwi. 
         - Cześć... - mówiła, płacząc. Wejdźcie. 
         Potem zaprowadziła nas do łazienki. Przeraziłam się na widok martwego ciała Candy.
         - Nie oddycha - oznajmiła brunetka, zanosząc się w szloch. 
         Bill przyglądał się zwłokom z każdej strony, jakby próbując coś ustalić. Zamurowało mnie, gdy zobaczyłam napis na lustrze nabazgrany krwią. 
          - Mabel będzie następna - odczytałam, po czym otarłam łzy. 
           - Nie dopuszczę do tego - oznajmił Bill, obejmując mnie mocno.
           - Co jeśli... sprawcą tego jest Gideon? Już raz chciał mnie zabić. Powiedział wtedy coś w stylu, że dołączę do... do Dippera.
            Nikt nic nie odpowiedział. Bill jeszcze raz pochylił się nad martwym ciałem. 
             - Niemożliwe. Umarła od ciosów zadanych przez istotę nadnaturalną. A raczej pan szczurza twarz nie ma żadnych specjalnych zdolności oprócz obrywania ode mnie - zauważył. 
               - Strasznie mi przykro, Grenda... Ja... Nie wiem co powiedzieć - mruknęłam. Chociaż nie byłyśmy ze sobą tak blisko, wnet przypomniało mi się, jak mając trzynaście lat poznałyśmy się na imprezie w Chacie Tajemnic. Byłyśmy bratnimi duszami, wszędzie chodziłyśmy razem. I chociaż wszystko się zmieniło i tak popłakiwałam nad ciałem Candy. Czym sobie zasłużyła na taki los? 
               - Nie powinnaś tu być. Może... może chcesz zamieszkać u nas na jakiś czas? Wiesz, nie żeby coś, ale u ciebie w domu nie jest już zbyt bezpiecznie - powiedziałam.
               - A czy nie będę wam przeszkadzać? - spytała niepewnie.
               - Oczywiście, że nie! Nasza kanapa jest naprawdę bardzo wygodna.
               - To wy śpicie razem w jednym łóżku? - poruszyła brwiami Grenda.
               - Tak - wtrącił się Bill. - Ale to dlatego, że Mabel boi się ciemności.
               - Nieprawda! - zaprzeczyłam. 
                 Kilka dni później zastaliśmy Grendę w drzwiach. Miała ze sobą dwie walizki i małą torebkę. Bill przewrócił oczami, najwidoczniej niezbyt zachwycony tą wizytą. 
                  - Hej, jak się czujesz? - spytałam.
                  - Nie najlepiej. Tak strasznie mi jej brakuje... 
                  - Znam ten ból - odparłam - Zrobić ci herbaty?
                  - A masz jakiś sok? - spytała.
                   I w tym momencie zdałam sobie sprawę, że zaprosiłam do nas dziewczynę, która jest strasznie wybredna. A może stała się taka po śmierci swojej przyjaciółki? Niestety musiałam z tym jakoś  żyć. 
                      Już po kilku dniach miałam dość jej towarzystwa i doskonale wiedziałam, że Bill podzielał moje zdanie. Grenda czuła się u nas aż ZA DOBRZE. 
                     Siedziałam sobie przy biurku w sypialni, bazgrząc coś w moim szkicowniku. Popijałam ciepłą herbatę i zajadałam się pysznymi kanapkami przygotowanymi przez Billa. Był zimny, wietrzny wieczór. Choć narzuciłam na siebie koc i tak czułam, jakbym miała zaraz zamarznąć na kostkę lodu. Usłyszałam jakiś głos. Przeraziłam się do tego stopnia, że wylałam trochę picia. Od razu wytarłam plamę, ale wtedy znów jakieś dziwne dźwięki dotarły do moich uszu. Były coraz głośniejsze i wyraźniejsze, dzięki czemu zrozumiałam, co do mnie mówiono.
                       - Czy ty naprawdę jesteś taka naiwna? 
                        - Kto to mówi? - spytałam z przerażeniem w głosie.
                        - Jesteś tylko jedną z jego zabawek. Zostawi cię, kiedy będziesz się tego najmniej spodziewać. A ty umrzesz w męczarniach, patrząc, jak on rozpływa się w mroku.
                         - Ha! Bardzo śmieszne.
                         - Niedługo nie będzie ci do śmiechu... Jesteś nikim. Płakać za tobą będzie tylko ten gburowaty starzec. 
                         - Jakoś się ciebie nie boję! - podniosłam głos. 
                         - Naprawdę? - usłyszałam, po czym przed oczyma pokazał mi się obraz Billa, który zabijał Dippera, ciesząc się, że sprawia mu ból. Podobnie uczynił z Candy. A na koniec wykończył mnie ze swoim szatańskim uśmiechem.
                           - Niby dlaczego miałabym ci uwierzyć? 
                            - Znam odpowiedzi na wszystkie twoje pytania. Widzę przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
                             - W takim razie... Jak naprawdę nazywa się mój brat? - byłam zadowolona, bo tylko nieliczni znali odpowiedź na to pytanie. Jednocześnie chciałam sprawdzić, czy właściciel tajemniczego głosu pokazał mi prawdę. 
                                 - Mason.
                                 - Yyy... No... - wyjąkałam, bo była to prawidłowa odpowiedź. Zaczęłam się coraz bardziej bać. 
                                 - Masz jeszcze wątpliwości? Pytaj o co chcesz.
                                 - No... To może... Jaką bluzkę miałam założoną podczas przyjęcia zorganizowanego na moje piąte urodziny? 
                                   - Różową w fioletowe paski.
                                   Nie dowierzałam, więc zadałam mu jeszcze jakieś dziesięć pytań. Gdy odpowiedział na nie poprawnie, po prostu się przeraziłam. Mieszkałam pod jednym dachem z mordercą mojego brata, który w planach miał wykończyć także mnie?! Musiałam uciekać. Płakałam. Wściekałam się na siebie: jak mogłam mu tak łatwo uwierzyć? Kocha mnie? Nie sądzę. Wzięłam ze sobą telefon, pieniądze i ulubiony sweter, po czym jak najprędzej wybiegłam z domu. Jednak zatrzymał mnie Bill.
                                 - PUŚĆ MNIE, MORDERCO! - zażądałam, wyrywając się z jego uścisku.
                                - Doskonale słyszałem twoje myśli. Kto ci tak namącił w głowie Przecież...
                                - Zabiłeś mojego brata, żeby się do mnie zbliżyć, prawda?! - starałam się tłumić łzy. Nie zwracałam uwagi na Grendę, która swoją drogą miała komiczną minę. 
                                 - Nie zrobiłem tego! Przysięgam! 
                                  - Nie mogę w to uwierzyć. Zaufałam ci! Przez chwilę nawet pomyślałam, że coś do ciebie czuję. Tymczasem to wszystko twoja wina! Puść mnie! - powiedziałam, ostatni raz spoglądając na niego. Pobiegłam w głąb lasu, licząc na to, że nikt mnie tam nie znajdzie.

Spadłaś mi z nieba, gwiazdeczo [Rozdział 9]

     Informacje o opowiadaniu + spis rozdziałów znajdziecie tu: klik

***
    Próbowałam krzyczeć, ale bezskutecznie. Szarpałam się na wszystkie strony. Kiedy wyjął nóż z kieszeni błękitnej marynarki, zaczęłam płakać i całe życie przeleciało mi przed oczami. Nie sądziłam, że kiedykolwiek sobie tak pomyślę, ale wtedy potrzebowałam Billa najbardziej na świecie. Uratuj mnie, ty cholerny demonie! 
         Nagle poczułam, jak ogromny ból przeszywa moje ciało. Pisnęłam najgłośniej jak potrafiłam, ale wielka ręka chłopaka tłumiła mój krzyk. Gideon ranił mój obojczyk, następnie skierował nóż na twarz. Próbowałam się domyślić, dlaczego to robi. Czym zawiniłam? Czemu ja? 
          - Niedługo dołączysz do swojego braciszka - zaśmiał się złowieszczo. Poczułam krew, która zaczęła spływać po mojej twarzy. Myślałam, że to już koniec, ale wtedy zobaczyłam, że drzwi otwierają się na oścież. Byłam tak osłabiona, że ledwo widziałam i słyszałam mojego wybawcę, ale jakaś część mnie podpowiadała mi, że był to Bill. Niestety nie zdążyłam się tego dowiedzieć, bo z powodu obrażeń straciłam przytomność. 
         Obudziłam się, czując czyjąś rękę na moim policzku. Otworzyłam leciutko oczy i zauważyłam Billa, który siedział obok mnie. Czy on płakał?! Najwidoczniej czytał mi w myślach, bo w mgnieniu oka otarł łzy. 
          - Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłem - powiedział, widocznie wzruszony z powodu mojej pobudki. Uśmiechnęłam się. Rozejrzałam się wokół. Byłam w domu, w łóżku, przykryta kołdrą. Zmusiłam się, żeby wstać. Bill trochę mi pomógł. Zerknęłam w lustro. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Wiedziałam, że blizny na ciele jak i na psychice zostaną mi do końca życia. Samotna łza popłynęła po moim policzku. Blondyn objął mnie od tyłu, a ja miałam poczucie, że tego właśnie w tej chwili potrzebowałam. 
          - Przepraszam. Gdybym zareagował wcześniej... - zaczął mówić, spoglądając na mnie z poczuciem winy. 
         - Nie. I tak mam szczęście, że moim chłopakiem jest demon, co umie mi czytać w myślach - zaśmiałam się, a on mi zawtórował. Po chwili jednak stanął osłupiały.
          - Czy ty nazwałaś mnie swoim chłopakiem? - wydukał. 
          Wytrzeszczyłam oczy, ale po chwili uśmiechnęłam się. Długo się zastanawiałam, ale w końcu zdecydowałam się na to, by cmoknąć go w usta. Był to krótki buziak, ale sprawił mu wiele radości. Szczerze? Ja też nie byłam specjalnie nieszczęśliwa. Ba, nawet byłam troszeczkę zadowolona. TROSZECZKĘ. 
            - Musimy to powtórzyć - mrugnął do mnie. 
             - Nie wiem, czy wciąż będziesz mnie uważał za wyjątkowo śliczną. Te blizny... - mówiłam, próbując zatrzymać płacz. 
               - Nie, nie, nie. Zależy mi na tobie. Te blizny nie niwelują twojego piękna w żadnym stopniu. Wiesz... Na początku traktowałem ten związek jako zabawę... Potem zacząłem się podlizywać poprzez te miłe gesty... Ale teraz rozumiem, że nie zamienił bym cię na żadną inną dziewczynę. Bo ja... kocham cię, Mabel. 
                Minęło już sporo czasu od śmierci Dippera. Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy od tylu lat, nie wiedziałam, że kiedykolwiek coś takiego usłyszę. Czułam, że to tylko zabawna dla niego gra, lecz później... Wszystko się zmieniło. Nigdy nie myślałam, że zaprzyjaźnię się z demonem, ale żebym czuła do niego coś więcej? Chciałam się opanować, powiedzieć: ,,nie''. Tylko, że... nie lubiłam kłamać. 
                   - Wiem - odparłam tylko, po czym uśmiechnęłam się. 
                    Następne dni mijały nam spokojnie. Obejrzeliśmy kilka komedii romantycznych (wiedziałam, że dla Billa to było prawdziwe poświęcenie). Potem, kiedy przyszło mi oglądać z nim horror, myślałam, że się posikam ze strachu. Wolałabym uniknąć takiego wstydu. Wystarczyło mi to, że zobaczono mnie nagą, ponieważ nie zamknęłam drzwi od łazienki. Ech, myślałam, że ten głupek zapomni o tym incydencie, ale wciąż się ze mnie nabija z tego powodu. 
                     Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie Grenda. Miała głos jak z zaświatów. Poprosiła mnie, żebym szybko do niej przyjechała. Wzięłam ze sobą Billa, ubrałam trampki i wykonałam prośbę koleżanki. 

Spadłaś mi z nieba, gwiazdeczko [Rozdział 8]

    Informacje o opowiadaniu + spis rozdziałów znajdziecie tu: klik

***
   - Lepiej usiądź - westchnął, prowadząc mnie do kanapy. Posłuchałam jego rady, bo zaczęłam się coraz bardziej denerwować.
         - Mój najlepszy kumpel... On... Przed chwilą mi powiedział, że to on zabił Sosenkę - powiedział na jednym wdechu. 
         - Co... - mruknęłam, łapiąc się za głowę. - Świetnych masz przyjaciół - wycedziłam, zaczynając płakać. - Gdzie on jest? - wysapałam. - Zatłukę gnoja - wrzeszczałam. Byłam wściekła, roztrzęsiona i jedyne czego pragnęłam, to zemsty. 
         - Spokojnie - mówił Bill ze współczującym uśmiechem. Trzymał mnie, ale ja i tak próbowałam mu się wyrwać. Chciałam pomścić brata. Zabić tego potwora. 
           - MABEL PINES! - wrzasnął, patrząc mi prosto w oczy. Po tym trochę się opamiętałam i z powrotem usiadłam. 
           - Jak on mógł... - płakałam, zakrywając twarz w dłoniach.
           - Wiesz... Znam go od paru milionów lat i po tym, jak jego matka została brutalnie zamordowana nigdy nikogo nie skrzywdził. Boi się śmierci, krwi i takich spraw, więc śmierdzi mi tu kłamstwem na kilometr - podrapał się nerwowo po karku. 
           Otarłam łzy i jeszcze raz przeanalizowałam jego słowa. 
          - A więc kto...? - spytałam pustym głosem. 
          - Tego nie wiem. Jedynie podejrzewam, kto to mógł być, ale nie chcę nikogo pochopnie oskarżać. 
          - Kogo podejrzewasz?
          - Myślę, że morderca należy do naszych znajomych. Wystarczy czekać na dalsze wskazówki.
          - Cholera... - mruknęłam pod nosem. Bałam się, co to będą za ,,wskazówki''. - Muszę się przejść - odparłam. 
          - Chyba zwariowałaś, jeśli myślisz, że puszczę cię samą - powiedział, podchodząc do mnie. 
           Przewróciłam oczami, po czym wyszłam z domu. Póki szłam leśną ścieżką, daleko od zgiełku miasta cieszyłam się kwiatami, które kołysały się na wietrze, drzewami dającymi cień w ten letni dzień oraz radośnie ćwierkającymi ptakami. 
             Po około dwudziestu minutach dotarliśmy do hałaśliwego, tętniącego życiem miasteczka. Jestem dziewczyną i powinien mnie interesować sport jakim jest shopping, ale ja sama wolę wyszywać swoje sweterki. 
              Nie lubiłam tam przebywać, ale czasem trzeba było gdzieś wyjść i zobaczyć, co się w ogóle dzieję. 
               Przechodziliśmy obok nowego wesołego miasteczka. Miało wiele interesujących atrakcji, ale najbardziej chciałam wejść na diabelski młyn. Była to jedna z najspokojniejszych rozrywek w tym miejscu, a przy okazji można było poobserwować miasto z góry.
                - Hej, wiem, że chcesz tam iść - odezwał się nagle Bill.
                - Może trochę - uśmiechnęłam się. Chłopak nic nie mówiąc skręcił w stronę kasy z biletami i stanął w długiej kolejce.
                - Ech, co za żenada - prychnął blondyn patrząc na wężyka stworzonego z ludzi domagających się zabawy. Potem pstryknął palcami i cały świat się zatrzymał, tylko ja i on pozostaliśmy w ruchu. 
                - Co się stało? - spytałam zdziwiona. 
                - Czy oni wiedzą kim ja jestem? Nie mam zamiaru stać w kolejce - uniósł głowę z dumą, na co się zaśmiałam. Wtedy chwycił mnie za rękę i ustawiliśmy się przy kasie. Znów coś tam mruknął, po czym ludzie się ocknęli.
                 - Dwa bilety poproszę - powiedział z wymuszoną grzecznością.
                  Kasjer ze znudzonym wzrokiem je nam podał.
                 - Ile płacimy? - spytałam.
                 - Dzisiaj wstęp wolny - odparł pracownik, na co ja i Bill uśmiechnęliśmy się szeroko. 
                 - O, najpierw chcę tam! - wskazałam palcem na kolejkę górską. Chłopak tylko się wzdrygnął, chyba nie lubił tego typu przejażdżek. A może po prostu zachowywałam się jak dziecko?
                   - Dobra, poczekaj tu, a ja pójdę do toalety - odparłam. Szukałam najbliższego WC. Wtedy usłyszałam dobrze znany mi głos. 
                   - Proszę, proszę... - powiedział chłopak o białych włosach. W jego oczach gotowała się złość. Wydawało mi się, że kojarzę skądś to spojrzenie. Przeanalizowałam wszystkie fakty. 
                    - Gideon? - wyszeptałam. Wtedy zatkał mi usta i wciągnął do ciasnego pokoju sprzątaczki wesołego miasteczka. Byłam przerażona, moje serce biło coraz szybciej. Wyrywałam się mu, próbowałam krzyczeć, a to wszystko na marne. Czy tak skończy się moje życie?
© All rights reserved. Designed by grabarz from WioskaSzablonów. Powered by Blogger. | X X X X