czwartek, 26 stycznia 2017

Spadłaś mi z nieba, gwiazdeczko [Rozdział 10]

    Informacje o opowiadaniu + spis rozdziałów znajdziecie tu: klik

***
    Bill oczywiście musiał pojechać ze mną, ale ja cieszyłam się, że ktoś mnie chronił. W końcu znaleźliśmy się pod domem Grendy. Nerwowo zapukałam do drzwi. 
         - Cześć... - mówiła, płacząc. Wejdźcie. 
         Potem zaprowadziła nas do łazienki. Przeraziłam się na widok martwego ciała Candy.
         - Nie oddycha - oznajmiła brunetka, zanosząc się w szloch. 
         Bill przyglądał się zwłokom z każdej strony, jakby próbując coś ustalić. Zamurowało mnie, gdy zobaczyłam napis na lustrze nabazgrany krwią. 
          - Mabel będzie następna - odczytałam, po czym otarłam łzy. 
           - Nie dopuszczę do tego - oznajmił Bill, obejmując mnie mocno.
           - Co jeśli... sprawcą tego jest Gideon? Już raz chciał mnie zabić. Powiedział wtedy coś w stylu, że dołączę do... do Dippera.
            Nikt nic nie odpowiedział. Bill jeszcze raz pochylił się nad martwym ciałem. 
             - Niemożliwe. Umarła od ciosów zadanych przez istotę nadnaturalną. A raczej pan szczurza twarz nie ma żadnych specjalnych zdolności oprócz obrywania ode mnie - zauważył. 
               - Strasznie mi przykro, Grenda... Ja... Nie wiem co powiedzieć - mruknęłam. Chociaż nie byłyśmy ze sobą tak blisko, wnet przypomniało mi się, jak mając trzynaście lat poznałyśmy się na imprezie w Chacie Tajemnic. Byłyśmy bratnimi duszami, wszędzie chodziłyśmy razem. I chociaż wszystko się zmieniło i tak popłakiwałam nad ciałem Candy. Czym sobie zasłużyła na taki los? 
               - Nie powinnaś tu być. Może... może chcesz zamieszkać u nas na jakiś czas? Wiesz, nie żeby coś, ale u ciebie w domu nie jest już zbyt bezpiecznie - powiedziałam.
               - A czy nie będę wam przeszkadzać? - spytała niepewnie.
               - Oczywiście, że nie! Nasza kanapa jest naprawdę bardzo wygodna.
               - To wy śpicie razem w jednym łóżku? - poruszyła brwiami Grenda.
               - Tak - wtrącił się Bill. - Ale to dlatego, że Mabel boi się ciemności.
               - Nieprawda! - zaprzeczyłam. 
                 Kilka dni później zastaliśmy Grendę w drzwiach. Miała ze sobą dwie walizki i małą torebkę. Bill przewrócił oczami, najwidoczniej niezbyt zachwycony tą wizytą. 
                  - Hej, jak się czujesz? - spytałam.
                  - Nie najlepiej. Tak strasznie mi jej brakuje... 
                  - Znam ten ból - odparłam - Zrobić ci herbaty?
                  - A masz jakiś sok? - spytała.
                   I w tym momencie zdałam sobie sprawę, że zaprosiłam do nas dziewczynę, która jest strasznie wybredna. A może stała się taka po śmierci swojej przyjaciółki? Niestety musiałam z tym jakoś  żyć. 
                      Już po kilku dniach miałam dość jej towarzystwa i doskonale wiedziałam, że Bill podzielał moje zdanie. Grenda czuła się u nas aż ZA DOBRZE. 
                     Siedziałam sobie przy biurku w sypialni, bazgrząc coś w moim szkicowniku. Popijałam ciepłą herbatę i zajadałam się pysznymi kanapkami przygotowanymi przez Billa. Był zimny, wietrzny wieczór. Choć narzuciłam na siebie koc i tak czułam, jakbym miała zaraz zamarznąć na kostkę lodu. Usłyszałam jakiś głos. Przeraziłam się do tego stopnia, że wylałam trochę picia. Od razu wytarłam plamę, ale wtedy znów jakieś dziwne dźwięki dotarły do moich uszu. Były coraz głośniejsze i wyraźniejsze, dzięki czemu zrozumiałam, co do mnie mówiono.
                       - Czy ty naprawdę jesteś taka naiwna? 
                        - Kto to mówi? - spytałam z przerażeniem w głosie.
                        - Jesteś tylko jedną z jego zabawek. Zostawi cię, kiedy będziesz się tego najmniej spodziewać. A ty umrzesz w męczarniach, patrząc, jak on rozpływa się w mroku.
                         - Ha! Bardzo śmieszne.
                         - Niedługo nie będzie ci do śmiechu... Jesteś nikim. Płakać za tobą będzie tylko ten gburowaty starzec. 
                         - Jakoś się ciebie nie boję! - podniosłam głos. 
                         - Naprawdę? - usłyszałam, po czym przed oczyma pokazał mi się obraz Billa, który zabijał Dippera, ciesząc się, że sprawia mu ból. Podobnie uczynił z Candy. A na koniec wykończył mnie ze swoim szatańskim uśmiechem.
                           - Niby dlaczego miałabym ci uwierzyć? 
                            - Znam odpowiedzi na wszystkie twoje pytania. Widzę przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
                             - W takim razie... Jak naprawdę nazywa się mój brat? - byłam zadowolona, bo tylko nieliczni znali odpowiedź na to pytanie. Jednocześnie chciałam sprawdzić, czy właściciel tajemniczego głosu pokazał mi prawdę. 
                                 - Mason.
                                 - Yyy... No... - wyjąkałam, bo była to prawidłowa odpowiedź. Zaczęłam się coraz bardziej bać. 
                                 - Masz jeszcze wątpliwości? Pytaj o co chcesz.
                                 - No... To może... Jaką bluzkę miałam założoną podczas przyjęcia zorganizowanego na moje piąte urodziny? 
                                   - Różową w fioletowe paski.
                                   Nie dowierzałam, więc zadałam mu jeszcze jakieś dziesięć pytań. Gdy odpowiedział na nie poprawnie, po prostu się przeraziłam. Mieszkałam pod jednym dachem z mordercą mojego brata, który w planach miał wykończyć także mnie?! Musiałam uciekać. Płakałam. Wściekałam się na siebie: jak mogłam mu tak łatwo uwierzyć? Kocha mnie? Nie sądzę. Wzięłam ze sobą telefon, pieniądze i ulubiony sweter, po czym jak najprędzej wybiegłam z domu. Jednak zatrzymał mnie Bill.
                                 - PUŚĆ MNIE, MORDERCO! - zażądałam, wyrywając się z jego uścisku.
                                - Doskonale słyszałem twoje myśli. Kto ci tak namącił w głowie Przecież...
                                - Zabiłeś mojego brata, żeby się do mnie zbliżyć, prawda?! - starałam się tłumić łzy. Nie zwracałam uwagi na Grendę, która swoją drogą miała komiczną minę. 
                                 - Nie zrobiłem tego! Przysięgam! 
                                  - Nie mogę w to uwierzyć. Zaufałam ci! Przez chwilę nawet pomyślałam, że coś do ciebie czuję. Tymczasem to wszystko twoja wina! Puść mnie! - powiedziałam, ostatni raz spoglądając na niego. Pobiegłam w głąb lasu, licząc na to, że nikt mnie tam nie znajdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© All rights reserved. Designed by grabarz from WioskaSzablonów. Powered by Blogger. | X X X X