***
Bill niespodziewanie teleportował się obok mnie i w mgnieniu oka wyczarował ochronną barierę, przez którą nie przedostawały się ogniste pociski Willa.
- Pokaż tę ranę - odezwał się.
- To nic takiego - zapewniałam go, po czym mimowolnie skrzywiłam się z bólu zaprzeczając własnym słowom.
Nic więcej nie mówiąc chwycił delikatnie moją dłoń, opatrując mi ranę swoją magią. Poczułam się o niebo lepiej.
- Jak mnie tu w ogóle znalazłeś? - spytałam zaciekawiona.
Nie odpowiedział. Zamiast tego spojrzał na bransoletkę na moim prawym nadgarstku i uśmiechnął się smutno na widok niebieskiego koloru, który teraz pokrywał prawie całą powierzchnię biżuterii.
- Chyba już czas - powiedział melancholijnie.
- Czas na co? - zdziwiłam się.
- Mabel, czy ty mnie kochasz? - zapytał znienacka.
Wytrzeszczyłam oczy i zaczerwieniłam się na twarzy. Byłam bardzo zaskoczona tym pytaniem i musiałam się poważnie zastanowić nad odpowiedzią.
Czy ja... go kocham? Dlaczego zmusza mnie do odpowiedzi w takim momencie? Nie możemy na spokojnie o tym porozmawiać, gdy to szaleństwo się skończy? Muszę się nad tym zastanowić... Nie, takie rzeczy tego nie wymagają. Wystarczy tylko spojrzeć na sposób, w jaki o nim myślę, jak na niego patrzę i jak reaguję, gdy jest przy mnie.
Kiedyś stwierdziłabym, że go nienawidzę. Gardziłam nim, uważałam go za nieobliczalnego psychopatę, który niszczy wszystko, co mu w choćby najmniejszy sposób przeszkadza. A teraz... Teraz ze spokojem patrzę na jego twarz, czuję się przy nim bezpieczna i naprawdę... naprawdę go kocham.
- Ooo, na serio? Moja ukochana Mejbelciu! - krzyknął z irytującą radością. Zapomniałam, że ten gnojek słyszy moje myśli.
- Zamknij się, idioto - odburknęłam, po czym przyciągnęłam go do siebie za kołnierz płaszcza i pocałowałam. Nagle wszystko wokół przestało istnieć. Nie słyszałam już próbującego zniszczyć barierę Willa, nie przejmowałam się tym, że zaraz to wszystko może się koszmarnie zakończyć - w tamtej chwili liczyliśmy się tylko my. Jakaś część mnie podpowiadała mi, że on czuje to samo. Oderwaliśmy się od siebie zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, gdy Will zniszczył obronne pole Billa.
- To było takie romantyczne, że aż szkoda mi było wam przerywać... - powiedział z ironią niebieskooki.
Bill przewrócił oczami ze zniecierpliwieniem.
- Wracają jej wspomnienia - Will odezwał się podejrzanie spokojnym głosem.
Niezbyt wiedziałam, o co mu chodzi. Jakie wspomnienia? Moje zdziwienie przerwało nagłe ukłucie w klatce piersiowej. Było to tak bolesne, że aż krzyknęłam licząc, że to coś pomoże. Niestety nie poprawiło to tej sytuacji.
Wtedy ujrzałam w swojej głowie nieco zamazany obraz. Zamknęłam oczy. Ból niespodziewanie ustał. Poczułam ogromną ulgę. Dotarło do mnie, że zasnęłam, a to, co widziałam przed sobą było jedynie snem. Cieszyłam się chwilą wytchnienia, lecz martwiłam się też o to, co mogło się dziać w rzeczywistości podczas mojej drzemki. Czy bliźniaki nadal walczą? W jakim stanie jest moje ciało?
Odrzuciłam wszystkie zmartwienia na bok i rozejrzałam się wokół. Znajdowałam się w Nowym Jorku. Znałam to miasto z książek, zdjęć i opowieści rodziców. Otaczał mnie tłum nieznajomych ludzi, przez co dopiero po chwili dostrzegłam, kto towarzyszy mi podczas wędrówki. Był to Dipper.
Chciało mi się płakać ze szczęścia. Ignorowałam niejasność tej sytuacji. Gdybym tylko mogła, rzuciłabym mu się w ramiona, jednak w tym śnie nie mogłam kontrolować swoich czynów. Było mi bardzo przykro z tego powodu, ale nie przejmowałam się tym. Liczyło się to, że znów widziałam swojego brata. Nieważne, że to tylko wykreowany w moim umyśle sen.
- Gdzie chciałabyś pójść teraz? - odezwał się mój brat. Byłam tak wzruszona, że mogłabym słuchać jego głosu godzinami.
Wpatrywanie się znów w jego uśmiech napawało mnie ogromną radością.
- Moja czapka! - jego wrzask zakłócił moje szczęśliwe rozmyślenia. Wiatr porwał nakrycie głowy i mieliśmy trudności z dogonieniem go. Zachichotałam w duchu obserwując bezradność brata. Mimowolnie biegłam za nim. I wtedy stała się najgorsza rzecz, jakiej w życiu bym się nie spodziewała.
Dipper wybiegł na ulicę, nie zważywszy uwagi na to, że samochód pędził w jego kierunku.
- UWAŻAJ! - wrzasnęłam na cały głos.
Chcąc go uratować, najszybciej jak mogłam go dogoniłam i popchnęłam, by auto nie mogło zrobić mu krzywdy.
- Przepraszam... - szepnęłam, śmiertelnie przerażona tym, co miało mnie teraz spotkać.
Usłyszałam tylko huk, a potem w mojej głowie nastała pustka. Nie czułam już nic. Czy... czy ja umarłam?
Obudziłam się, powoli otwierając oczy. Ku mojemu zdziwieniu, nie znajdowałam się w pomieszczeniu, w którym odbywały się walki Billa i Willa. Byłam w bardzo jasnym pokoju. Chyba... chyba nie jestem w szpitalu?! Powiedzcie, że to wciąż sen...